WiesŁaw Ziobro
Kto komu szkodzi
Adamowi Sandauerowi ze Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, zawieszonego obecnie w działalności, od dawna nie daje spokoju Stowarzyszenie Obrony Praw Pacjentów w Tarnowie, a zwłaszcza jego prezes Ryszard Frankowicz, specjalista ginekolog.
|
|
Rys. Andrzej Kasprzyk |
Od kilku lat na ogólnie dostępnych stronach internetowych Adam Sandauer publikuje specjalne oświadczenia. W jednym z ostatnich, w którym po raz kolejny zwraca uwagę opinii publicznej, że Primum Non Nocere (z łac. - po pierwsze nie szkodzić) nie ma nic wspólnego z tarnowskim SOPP, czytamy: "Przypominamy, iż prywatne opinie lekarskie sporządzane przez firmę Pani Prezesowej Frankowiczowej i zlecane przy społecznej działalności męża, mają znikomą wartość w postępowaniach sądowych. (...) Opinie te nie wnoszą wiele do sprawy sądowej, wnoszą na pewno dużo do budżetu rodziny Pana Prezesa".
Tym sposobem o Stowarzyszeniu Obrony Praw Pacjentów w Tarnowie znów zaczęło być głośno. Prawdą jest jednak, że najgłośniej było zaraz po jego powstaniu, w 1996 r. dwóch miejscowych lekarzy, Ryszard Frankowicz, z którym wtedy Wojewódzki Szpital Zespolony w Tarnowie nie przedłużył umowy o pracę, i Maciej Palędzki, patomorfolog, ogłosiło, że SOPP oferuje fachową pomoc pacjentom zagubionym w skomplikowanej rzeczywistości polskiej służby zdrowia. Pomoc dotyczyła także porad w sprawie wytaczania spraw sądowych z powodu błędów lub lekarskiej niestaranności.
Środowisko lekarskie wnet wyklęło organizatorów stowarzyszenia. Tarnowska Izba Lekarska, mając na uwadze działalność obu medyków, uznała, że obydwaj - wytykając błędy kolegom po fachu - postępują nieetycznie. Frankowicz i Palędzki poszli jednak na całość, znajdując poparcie u wielu pacjentów cieszących się, że wreszcie w Polsce będzie jakiś bat na lekarzy.
Zgodnie z przyjętym założeniem, prezesem nowego stowarzyszenia była osoba niezwiązana zawodowo z medycyną, lecz po pierwszych nieporozumieniach władzę w SOPP objęli doktorzy Frankowicz i Palędzki. Z tych powodów krytycy SOPP wytykali, że jest to organizacja lekarzy, a nie pacjentów. Dzisiaj niepodzielnie panuje doktor Frankowicz; jego kolega, po kłopotach, które spotkały go w pracy, wyjechał na drugi kraniec Polski.
- Po kilku latach działalności śmiało mogę powiedzieć, że nasze stowarzyszenie nie ma się czego wstydzić - uważa prezes Frankowicz. - Skutecznie pomagamy poszkodowanym pacjentom.
30 tysięcy przypadków
Ludzie, którzy przychodzą do stowarzyszenia, mogą liczyć - wedle zapewnień zarządu - na kompetentne informacje, m.in. na temat możliwości korzystania z przepisów dotyczących uszczerbku na zdrowiu w trakcie uzyskiwania świadczeń medycznych. Prezes Frankowicz mówi, że w jego komputerze zarejestrowanych zostało już ponad 30 tys. różnych przypadków z całej Polski.
Kiedy w 1998 r. powstało podobne stowarzyszenie pod wodzą Adama Sandauera, warszawskiego fizyka i publicysty, również ofiary błędów lekarskich, wydawało się, że obydwa stowarzyszenia zewrą szeregi. Tymczasem zaczęły dbać o zachowanie pełnej autonomii i o to, by nie były mylone przez pacjentów. O to drugie troszczyło się zwłaszcza warszawskie stowarzyszenie Primum Non Nocere.
- My dążyliśmy do zmiany prawa na korzystniejsze dla pacjentów, nie unikając zdecydowanych nacisków na ustawodawców - mówi Adam Sandauer. - Organizacja z Tarnowa przeciwko obecnemu prawu nie protestowała, a do tego czerpie korzyści z obecnej sytuacji.
Adam Sandauer mówi też, że kiedy zaczęły dochodzić do niego informacje o działalności prezesa Frankowicza, nabrał przekonania, iż współpraca z SOPP nie ma sensu. - Obawiam się, że w tym przypadku dochodzi do mieszania działalności społecznej z zarabianiem pieniędzy. Mamy informacje, że żona prezesa Frankowicza ma firmę sporządzającą odpłatnie opinie lekarskie, a działalność społeczna prezesa może służyć naganianiu jej klientów.
W tej sprawie Sandauer występował publicznie wiele razy. Na stronach internetowych umieszczał oświadczenia, także to z 15 grudnia 2001 r. Napisano w nim: "Stowarzyszenie R. Frankowicza nie podjęło nigdy żadnych działań dla zmiany obowiązującego w Polsce prawa medycznego. Przepisy te, degradując ofiary błędów lekarskich, pozwalają jednocześnie na spore zarobki rodziny prezesa (...)".
Pacjentka oskarża
- Bardzo istotne jest to, że z punktu widzenia procesowego dokumenty uzyskiwane przez poszkodowanych pacjentów w firmie pani prezesowej niewiele są warte - tłumaczy Sandauer. - Nie są dowodem, gdyż opinia lekarska stanowi dowód wtedy, gdy jej wykonanie zostało zlecone przez sąd, a biegłego oficjalnie uprzedzono o odpowiedzialności karnej za świadczenie nieprawdy. W ubiegłych latach do naszego stowarzyszenia zgłosiły się liczne kancelarie adwokackie, ale nikt nie żądał od pacjentów gotówki. W wielu sytuacjach klientowi udało się uzgodnić z prawnikiem, że o ile podejmie się on prowadzenia sprawy, honorarium będzie wypłacone po jej zakończeniu jako prowizja. By uniknąć jakichkolwiek podejrzeń, jako stowarzyszenie w tych negocjacjach nie uczestniczyliśmy.
Pod koniec lat 90. Ryszard Frankowicz stanął przed sądem. Zarzucano mu, że wprowadził w błąd klientkę co do znaczenia i wartości wydanej przezeń opinii w sprawie stanu zdrowia syna. Zapłaciła mu za to 1407 zł. Doktor został skazany w pierwszej instancji, ale w drugiej sąd go uniewinnił. W uzasadnieniu wyroku jest mowa o tym, że z punktu widzenia prawa lekarz nie popełnił przestępstwa, natomiast jego czyn może wzbudzać wątpliwości natury etycznej.
Adam Sandauer dąży do tego, by ujawnić pełną treść tego orzeczenia, ale na razie czeka, gdyż pytany przez niego w tej kwestii wiceprezes Sądu Okręgowego w Tarnowie zdystansował się od sprawy. W odpowiedzi napisał, że "powstrzymuje się od wyrażania zapatrywania co do możliwości wykorzystania uzasadnienia wyroku przez jego upublicznienie, a w szczególności jego elementów zawierających ujemne cechy oskarżonego, gdy wyrok był uniewinniający".
Na razie w Internecie opublikowany został list wiceprezesa tarnowskiego sądu. - Znajdujemy tam potwierdzenie, że prywatne opiniowanie nie ma praktycznie jakiegokolwiek znaczenia dla sądu - podkreśla Sandauer i cytuje dalszą część listu wiceprezesa SO w Tarnowie: "Uczulamy na to zwłaszcza biegłych sądowych i z tego właśnie powodu w przeszłości Pani Maria Nowakowska-Frankowicz nie została po upływie kadencji wpisana na listę biegłych sądowych. To samo spotkałoby każdego innego biegłego, który pomimo pisemnego ostrzeżenia wydawałby prywatną opinię, firmując ją pieczątką biegłego sądowego".
Doktor Frankowicz nie chce rozmawiać o tej sprawie. - Nie widzę powodu, by spowiadać się z uniewinniającego mnie wyroku.
Od początku działalności SOPP doktorowi Frankowiczowi zarzucano, że istnieje zbyt ścisły związek między stowarzyszeniem a zakładem opiniowania medycznego prowadzonym przez jego małżonkę. Stowarzyszenie w Tarnowie korzysta z tego samego lokalu, co firma pani Frankowiczowej, z jej telefonów i faksów, a jego prezes jest w tej firmie zatrudniony. Tak jest do dzisiaj i do dzisiaj w całym Tarnowie nie ma - gdziekolwiek - szyldu SOPP.
- Bo to raz występowałem do miasta z prośbą o przydzielenie stowarzyszeniu lokalu? Bez skutku - żali się prezes Frankowicz. - Jesteśmy organizacją pozarządową i w kraju Unii Europejskiej powinniśmy liczyć na pomoc z zewnątrz. Tymczasem tak się nie dzieje. Można powiedzieć, że zakład usług medycznych mojej żony częściowo finansuje działalność SOPP. Szyldu na razie nie wieszamy, aż do zakończenia reorganizacji stowarzyszenia.
Fachowy pracownik
Prezes podkreśla, że jako szef SOPP nigdy nikogo nie nakłaniał do zlecenia wykonania opinii medycznej. - Jest tak, że gdy zjawia się w stowarzyszeniu osoba ze sprawą, w której może chodzić o przyznanie przez sąd odszkodowania, otrzymuje ode mnie informację ustną i na piśmie, a po zapoznaniu się z nią wyłącznie sama decyduje, co dalej zrobić.
Ludzie przychodzący do SOPP otrzymują informację pt. "Podstawy wydawania opinii przez Zakład Usług Medycznych i opinii cywilnych w Tarnowie (w oparciu o prawodawstwo polskie)". Pisze się w nich o roli i zaletach w praktyce sądowej opinii pozaprocesowych: "Jest ważne, że pacjent najczęściej nie jest z zawodu fachowym pracownikiem ochrony zdrowia i dlatego nie może i nie umie ocenić rozmiarów szkód na swoim zdrowiu. Reprezentujący pacjenta prawnik (...) również nie jest z zawodu fachowym pracownikiem ochrony zdrowia i dlatego (...) nie jest zdolny do zadawania pytań biegłym, do których sąd zwraca się o opinię na temat zdarzeń opisanych w pozwie (...). Dlatego (...) zarówno w procesach karnych, jak i cywilnych każda ze stron ma możliwość pozyskiwania opinii pozaprocesowych, tzw. eksperckich, u osób, które taką wiedzą dysponują".
W informacji mówi się o tym - co szczególnie podkreśla Ryszard Frankowicz - że opinia taka nie stanowi w sądzie dowodu i nie można jej traktować jako dokumentu, w oparciu o który sąd mógłby podważyć wartość procesową opinii biegłych.
- Pacjent, mając pełną wiedzę o znaczeniu opinii medycznych, sam najlepiej wie, jak postąpić. W tej sytuacji jestem zaskoczony reakcją pana Sandauera. Zakład opiniowania medycznego działał już rok przed powstaniem SOPP i również dobrze sobie radził. Przypuszczam, że pan Sandauer koniecznie chce publicznie zaistnieć, a po wielu niepowodzeniach na polu polityki jego stowarzyszenie miało być może ostatnią okazją do zaistnienia. To także mu nie wyszło, nie słyszałem, by stowarzyszenie Primum Non Nocere odniosło jakieś spektakularne zwycięstwa. Było kilka głośnych akcji, protestów, ale to wszystko. Skończyło się. Czy my jako SOPP nie chcemy zmieniać prawa? Po pierwsze, uważamy, że pacjent powinien umiejętnie korzystać z obowiązującego prawa.
Adam Sandauer przyznaje, że porady udzielane przez stowarzyszenie PNN zostały zawieszone. - Zabrakło nam na to pieniędzy, poza tym mam własne problemy ze zdrowiem.
W pełnym goryczy oświadczeniu zawiadamia w Internecie, że znużyła go walka z wiatrakami, wskazując na niewielkie zaangażowanie samych poszkodowanych i utratę wiary w skuteczność działań na rzecz zmiany prawa medycznego w Polsce.
- Wbrew temu, co czasem słyszę, nie chodziło mi o karierę polityczną, a o pomoc dla poszkodowanych, do których i ja się zaliczam - oznajmia. - Moim zdaniem oddziaływanie na naszą rzeczywistość bez kolosalnych środków finansowych, poza polityką, jest nieskuteczne.
Chętnych nie liczą
Artur Sandauer w przeszłości chciał zdobyć mandat senatora, ale nie udało się. Na stronach internetowych pisze o podejrzewanej przez niego blokadzie informacji w mediach na temat błędów lekarskich i działalności Stowarzyszenia PNN. Jest też zdania, że w stolicy były próby zastraszania bezkompromisowych działaczy Primum Non Nocere.
- Nie jest moją intencją walczyć z SOPP w Tarnowie czy jego prezesem. Na współpracę będę otwarty, gdy pan Frankowicz podejmie działania na rzecz zmian prawa, a działania społeczne przestaną być mieszane z komercją. Chcę ostrzec ludzi, że kupowanie opinii w ich przypadku niewiele wnosi do sprawy sądowej.
Innego zdania jest Ryszard Frankowicz. - Tylko trzy sprawy spośród wszystkich, w których korzystano z opinii medycznych, zostały w sądach przegrane.
Na pytanie, czy nie uważa, że łączenie funkcji prezesa SOPP z pracą w zakładzie usług medycznych jego żony skłania do różnych podejrzeń, odpowiada: - Wie pan, każde skojarzenie jest dobre, jeśli komuś chodzi o oczernienie kogoś. Proszę też zwrócić uwagę, że obecny tutaj pan Draus z Podkarpacia, który kiedyś zapłacił za opinię i mimo to przegrał sprawę w sądzie, nie ma do nas pretensji i przyłączył się do naszego stowarzyszenia.
Józef Draus potwierdza to i opowiada, że kiedy pojechał do Warszawy, do Primum Non Nocere, jako pokrzywdzony pacjent, wrócił do domu zniesmaczony. - Miałem wrażenie, że mało kogo tam obchodzi moja historia, dano mi jakieś ulotki i zaproszenie na wiec.
Prezes Frankowicz mówi o wielu sukcesach sądowych tych skrzywdzonych pacjentów, którzy trafiali do niego. - Dwa razy orzeczono na przykład odszkodowanie w wysokości 400 tys. zł.
Byli to ci pacjenci, którzy skorzystali z usług opiniowania lekarskiego. Jaki odsetek osób, korzystających z porad SOPP zdecydowało się zlecić zakładowi opracowanie opinii medycznej?
- Nie prowadzimy takiej statystyki.
Jedna opinia zamówiona w zakładzie, w którym pracuje prezes, kosztuje 2000 złotych.
|