Czy pies kręci ogonem, czy ogon psem?
Ostatnio każdy z moich rozmówców wspomina o
„czarnym pijarze”. Tekstach inspirowanych przez konkretne
osoby lub służby. Marek Balicki, były minister zdrowia,
opowiedział mi o konferencji prasowej, na której pojawiło się
tylko dwóch, trzech dziennikarzy, a reszta to „pijarowcy”
zainteresowanych firm farmaceutycznych. Każdy z
dziennikarzy styka się „pijarem” i „pijarowcami”, ludźmi
służb, którzy chętnie służą pomocą, informacją, dokumentami,
opracowaniami. Załatwią spotkanie, kontakt.
Czy
korzystanie z takiej pomocy jest z gruntu złe? Zostawmy
oderwanych od życia etyków, a zwłaszcza tych, którzy nie mają
pojęcia o dziennikarstwie śledczym, ci, zawsze skrytykują.
Moja odpowiedź? Na takie działania każdy człowiek z mediów
jest skazany. Czasami nie ma wyboru i musi korzystać z takiej
pomocy. Problemem wydaje się jednak brak powiedzenia o tym
wprost. Wstydliwie przemilcza się to, bo jakże wtedy inaczej
wygląda praca dziennikarza. Bezlitośnie obnażona zostaje
prawda o żmudnym wielomiesięcznym dziennikarskim śledztwie.
Ile nagrodzonych tekstów było podanych na tacy? Wiele. A ta
kwestia powinna wreszcie wyjść na powierzchnię świata mediów,
bo za wieloma tekstami stoją osoby lub firmy „pijarowskie”,
przedstawiciele służb: policji, wojska, ABW, WSI, które w
tekście zastępuje się sformułowaniem wytrychem - „nasze
śledztwo dziennikarskie ustaliło, wykryło, doprowadziło do
wniosków”.
Pracując nad tematem gospodarki lekowej,
kilkakrotnie spotkałem się z takim działaniem. Jeden z
rozmówców posunął się do tego, że przedłożył mi po prostu
napisany cały artykuł. Wystarczyło tylko podpisać swoim
nazwiskiem i po sprawie. Po co się męczyć, tracić czas, skoro
wszystko zostało zrobione? Przyznam, że w pierwszej chwili,
nie wiedziałem, jak zareagować – wyrzucić za drzwi? Czy
spokojnie zapoznać się z treścią, zweryfikować i wziąć z
przygotowanego artykułu, to co jest prawdą, zostawiając na
boku tupet informatora. Po kilku dniach jednak nie wytrzymałem
i mu nawrzucałem. Ale z niektórych informacji skorzystałem.
Dodać muszę, że mój informator był zdziwiony reakcję, nie
rozumiał, o co mi chodzi, przecież prosiłem go, by przygotował
materiały, więc to uczynił.
Na ile udaje mi się nie
zostać zmanipulowanym tego do końca nigdy nie będę wiedział.
Na szczęście próbują wpływać na mnie różne grupy, więc jedna
na drugą dostarcza kwitów, haków, pomówień. Ale chwilami
dochodzę do konstatacji, że trudno powiedzieć, czy pies kręci
ogonem czy ogon psem.
Felieton opublikowany na
łamach dziennika Metropol |