STRASBURG
Ważny publiczny interes przed zawodową reputacją Starcie medyka z dziennikarzami MAREK ANTONI NOWICKI Orzeczenia wydane przez izby (w
odróżnieniu od Wielkiej Izby) nie są od razu prawomocne. Sprawy, w których
wydały one wyrok, mogą wyjątkowo - na wniosek stron, w drodze tzw.
wewnętrznej apelacji na podstawie art. 43 konwencji - trafić w ciągu
trzech miesięcy do Wielkiej Izby i ta dopiero ostatecznie rozstrzygnie
sprawę. Dziennikarze informujący o sprawach publicznie ważnych korzystają
z gwarancji art. 10 konwencji, pod warunkiem że działają w dobrej wierze,
aby podać dokładne i wiarygodne informacje zgodnie z etyką dziennikarską.
Po serii artykułów z wypowiedziami niezadowolonych pacjentek chirurg plastyczny dr R. wniósł do sądu sprawę o zniesławienie przeciwko "Bergens Tidende" - największej gazecie północno-zachodniego wybrzeża Norwegii, Eimarowi Eriksenowi - redaktorowi naczelnemu, i Berit Kvalheim - dziennikarce tej gazety. Sąd Miejski w Bergen wydał wyrok na korzyść dr. R., jednak uchylił go Sąd Wyższy w Gulating, który orzekł, iż gazeta przedstawiła we właściwy sposób przeżycia pacjentek w klinice prowadzonej przez dr. R. Z kolei Sąd Najwyższy uznał, iż artykuły zawierały nie udowodnione oskarżenia o niewłaściwe przeprowadzanie zabiegów chirurgicznych. Zasądził od pozwanych na rzecz dr. R. ponad 4,7 mln koron norweskich (ok. 600 tys. dolarów USA) jako zadośćuczynienie i zwrot kosztów. W skardze do Komisji znalazł się zarzut nie usprawiedliwionej ingerencji w prawo do swobody wypowiedzi (art. 10 konwencji). Nie ulegało wątpliwości, że wyrok Sądu Najwyższego był ingerencją w prawo zagwarantowane w art. 10 konwencji, podjętą dla ochrony dobrego imienia i praw innych. Sporne było jedynie, czy ingerencja była konieczna. Trybunał przypomniał, jak ważną rolę odgrywa prasa w demokratycznym społeczeństwie. Chociaż nie może przekroczyć pewnych granic, zwłaszcza że musi szanować dobre imię i prawa innych, a także zapobiegać ujawnianiu informacji poufnych, jej obowiązkiem jest rozpowszechnianie informacji i idei na temat wszystkich spraw wzbudzających publiczne zainteresowanie. Może nawet przy tym nieco przesadzać lub prowokować. Artykuły dotyczyły ważnych aspektów zdrowia ludzkiego i jako takie wzbudzały publiczne zainteresowanie. Trybunał nie mógł zgodzić się z opinią władz, iż skargi kilku pacjentek na konkretnego chirurga należały do sfery prywatnych relacji pacjent-lekarz, nie mających znaczenia dla ogółu. Nie zgodził się też, że artykuły nie były częścią ogólnej dyskusji na temat zagadnień związanych z chirurgią plastyczną, lecz koncentrowały się na pojedynczej klinice, więc nie odnosiły się do spraw publicznie ważnych. Trybunał zwrócił uwagę, iż dr R. w ciągu ostatnich dziesięciu lat wykonał ponad 8 tys. operacji. Istniał więc problem ochrony konsumenta społecznie ważny w skali krajowej i lokalnej. Dwa miesiące wcześniej ta sama gazeta opublikowała pochlebny artykuł o pracy dr. R. i korzyściach z chirurgii plastycznej. Sąd Wyższy podkreślił, że to właśnie w reakcji na ten artykuł kobiety, które poddały się operacji w jego klinice, uznały za konieczne zareagować, i skontaktowały się z gazetą. Trybunał zwrócił jednak uwagę, że art. 10 konwencji nie gwarantuje nieograniczonej swobody wypowiedzi, nawet gdy prasa opisuje sprawy wzbudzające duże publiczne zainteresowanie. Zgodnie z ust. 2 tego artykułu korzystanie ze swobody wypowiedzi oznacza obowiązki i odpowiedzialność - także dla prasy. Ma to znaczenie, zwłaszcza gdy - tak jak w tej sprawie - wchodzi w grę zamach na dobre imię osób prywatnych i osłabienie praw innych. Z tego powodu dziennikarze muszą działać w dobrej wierze, aby zapewnić dokładne i wiarygodne informacje zgodnie z etyką dziennikarską. Artykuły zawierały głównie omówienia relacji wielu byłych pacjentek dr. R. Sądy krajowe uznały, że krytyka w nich zawarta była w dużym stopniu usprawiedliwiona. Orzekły równocześnie, że miała ona poważny, negatywny wpływ na zawodową reputację chirurga. Różnica poglądów między Sądem Wyższym i Sądem Najwyższym dotyczyła kwestii, czy zwykły czytelnik mógł odnieść wrażenie, iż chodziło tylko o brak odpowiednich zabiegów pooperacyjnych przy komplikacjach i czy opisane i przedstawione na zdjęciach nieudane operacje piersi świadczyły o braku umiejętności. Trybunał uznał, że nie ma potrzeby rozstrzygać sporu między sądami krajowymi co do prawidłowej interpretacji treści tych artykułów. Musiał natomiast ocenić, czy środki zastosowane przez Sąd Najwyższy - zwłaszcza wysokie odszkodowanie - były w tej sytuacji proporcjonalne do celu. Ważne było, iż relacje kobiet nie tylko odpowiadały prawdzie, ale zostały właściwie omówione w gazecie. Kobiety wyrażały się obrazowo i dosadnie, co gazeta jeszcze podkreśliła. Było to całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę, co się stało z ich piersiami po nieudanej operacji plastycznej. W żadnym artykule nie było wyraźnego stwierdzenia, iż jest to następstwo niedbale wykonanych operacji. Świadczył o tym jednak - jak twierdził Sąd Najwyższy - ogólny wydźwięk artykułów. Powtarzało się natomiast twierdzenie, iż dr R. nie spełnił swoich obowiązków jako chirurg, bo nie zapewnił właściwej opieki pooperacyjnej. Wypowiedzi na ten temat zawarte w artykułach nie były przesadne lub wprowadzające w błąd. Trybunał nie mógł się także zgodzić, iż w sposobie przedstawienia relacji kobiet brakowało równowagi. Przypomniał, że dla prasy wywiady są jednym z najważniejszych sposobów odgrywania roli publicznego obserwatora. Metody obiektywnego i zrównoważonego przekazywania informacji mogą się poważnie różnić, w zależności m.in. od medium wchodzącego w grę. Trybunał, podobnie jak sądy krajowe, nie może narzucać prasie techniki przekazu, której dziennikarze powinni użyć. Wydanie gazety z 2 maja 1986 r. zawierało na tej samej stronie co inkryminowany artykuł wypowiedź chirurga plastycznego podkreślającego, iż w tej dziedzinie granica między sukcesem i porażką jest wąska. Był tam także wywiad z dr. R., który zwrócił uwagę, że problemy występują w 15-20 proc. operacji piersi, a pacjentki są wcześniej o tym informowane. W wydaniu gazety z 14 maja 1986 r. ukazały się dwa artykuły broniące dr. R. Sąd Najwyższy zwrócił natomiast uwagę, że dr R. nie mógł bronić się przed zarzutami bez zwolnienia z zachowania tajemnicy lekarskiej. Gazeta twierdziła, że pacjentki udzieliły mu takiego zezwolenia. Trybunał podkreślił, iż nawet gdyby ta informacja do niego nie dotarła, dr R. mógł się bronić. Został zaproszony do udzielenia wywiadu, podczas którego ogólnie skomentował stawiane zarzuty. Nie podjął przy tym żadnych kroków, aby upewnić się, czy pacjentki zgadzają się również na jego komentarz o konkretnych przypadkach. Trybunał przyznał, że publikacja artykułów miała poważne konsekwencje dla praktyki zawodowej dr. R. Biorąc jednak pod uwagę usprawiedliwioną krytykę dotyczącą opieki pooperacyjnej i późniejszego leczenia, było to nieuniknione. W tych okolicznościach Trybunał nie mógł uznać, iż niewątpliwy interes dr. R. ochrony zawodowej reputacji miał większe znaczenie niż ważny publiczny interes zapewnienia prasie swobody przekazywania informacji o sprawach wzbudzających ogólne zainteresowanie. Racje przedstawione przez władze - chociaż istotne - nie wykazały, iż zarzucona ingerencja była konieczna w demokratycznym społeczeństwie. Brak było rozsądnej proporcji między ograniczeniami swobody wypowiedzi, do których doszło na skutek wyroku Sądu Najwyższego, i celem. Nastąpiło naruszenie art. 10 konwencji (jednogłośnie). Norwegia musi zapłacić gazecie 4 mln 848 tys. 589 koron norweskich, pozostałym skarżącym po 44 tys. 383 korony jako zadośćuczynienie za szkody materialne, a ponadto 878 tys. 945 koron wszystkim skarżącym łącznie jako zwrot kosztów i wydatków. Z tytułu odsetek gazeta ma otrzymać 740 tys. koron, a jej redaktor naczelny i dziennikarz po 5700 koron. "Bergens Tidende" i inni przeciwko Norwegii (orzeczenie - 2 maja 2000
r., Izba [Sekcja] III, skarga nr 26132/95).
|