|
Polsce braknie lekarzy
24.11.2005 06:00 (aktualizacja
26.11.2005 14:51) |
|
/ AFP |
Zdrowie jest najważniejsze, niestety już
niedługo nie będzie miał, kto o nie dbać. Scenariusz naszego
kraju bez lekarzy specjalistów staje się coraz bardziej
realny. Wszystko rozbija się o pieniądze, których wciąż
brakuje. - Jeżeli chcemy mieć w Polsce wykształconych
specjalistów, to pobory pracowników ochrony zdrowia muszą
wzrosnąć co najmniej trzykrotnie - powiedział specjalnie dla
INTERIA.PL prezes Okręgowej Izby Lekarskiej W Krakowie, dr
med. Jerzy Friediger. Społeczeństwa w krajach rozwiniętych starzeją się.
Wzrasta liczba osób starszych, które potrzebują opieki -
lekarzy, pielęgniarek, pracowników socjalnych, itp. Ten sektor
będzie jednym z najszybciej rozwijających się w najbliższych
latach. Z szansy tej już od kilku lat korzystają polscy
lekarze, a także pielęgniarki. Niestety ten tani eksport ma
dwa końce - już niedługo Polska stanie się krajem bez białego
personelu!
Jak podaje "Gazeta Prawna", Śląska Izba Lekarska
proponuje ustanowienie pensji minimalnej w wysokości
przynajmniej dwukrotnej średniej krajowej (ok. 5 tysięcy zł
brutto). Polscy lekarze zarabiają kilkakrotnie mniej niż
ich koledzy w UE. Wprowadzenie minimalnej pensji dla lekarzy
miałoby powstrzymać falę wyjazdów do pracy na Zachodzie.
Chodzi o stabilizację zawodową i finansową młodych
lekarzy.
|
Dr med. Jerzy Friediger /
INTERIA.PL | INTERIA.PL: Coraz więcej lekarzy i
pielęgniarek decyduje się na wjazd za granicę i podjęcie tam
pracy. Czy Polską gospodarkę stać na taka sytuację? Czy mamy
się z czego cieszyć?
Dr med. Jerzy
Friediger: Ja bym się zastanowił, czy gospodarka ma coś z
tego. Dzisiaj wszyscy cieszą się, że nie muszą im płacić. I
wydaje się, że o to chodzi, choć mówi się coś innego. Prawda
jest taka, że w Polsce dla młodych lekarzy, kończących studia,
pracy nie ma. A paradoksalnie lekarzy w Polsce wcale nie jest
za wielu, natomiast ci, którzy już są zatrudnieni. pracują
ponad siły i taka sytuacja dłużej trwać nie
może.
INTERIA.PL: Z danych Głównego Urzędu
Statystycznego wynika, że na 10 tys. ludności przypada
niewiele ponad 20 lekarzy. Jest to znacznie poniżej średniej
europejskiej. We Włoszech np. wskaźnik ten wynosi 55, w
Hiszpanii - 42. Niedobór lekarzy poza Polską, w UE występuje
także w Wielkiej Brytanii ( 14 lekarzy na 10 tys.
mieszkańców). Do ilu ten wskaźnik musi spaść, aby problem
wyjazdów został dostrzeżony?
Dr med. Jerzy
Friediger: Ja myślę, że to jest pytanie do osób
odpowiedzialnych za ochronę zdrowia, którzy w ogóle nie
przejmują się tym problemem, co więcej, udają, że go nie ma.
Jeżeli rzecznik ministra zdrowia powiedział publicznie kilka
dni temu, że wyjazdy lekarzy za granicę to nie jest znaczący
problem, to zupełnie nie jest zorientowany w sytuacji.
Tymczasem proszę wziąć pod uwagę to, że te dane wcale nie są
prawdziwe, bo są one wyliczone na podstawie rejestru Naczelnej
Rady Lekarskiej. Tymczasem rejestr ten, obejmuje także
lekarzy, którzy czynnie nie wykonują zawodu, obejmuje lekarzy
rencistów, emerytów itd. Czyli de facto, osoby z dyplomem
lekarskim, natomiast - według moich szacunków - od 20-30 proc.
należałoby z tego rejestru odjąć jako niewykonujących czynnie
zawodu.
Prawdy
i mity o zarobkach lekarzy 5 tysięcy zł dla
lekarza bez specjalizacji oraz co najwyżej 7,5 tysiąca
zł dla lekarza ze specjalizacją domaga się środowisko
medyczne. Izby Lekarskie chcą gwarancji minimalnego
wynagrodzenia.
| INTERIA.PL: W ostatnim roku z kraju
wyjechało najwięcej anestezjologów, chirurgów klatki
piersiowej, naczyniowej, ogólnej, radiologów, ortopedów oraz
urologów. Jak podała "Gazeta Prawna" od maja, 2004 r. do 1
lipca 2005 r. zainteresowanych pracą za granicą było: 3 579
lekarzy, 1 967 lekarzy specjalistów, 1 108 stomatologów. Panie
doktorze, czy możliwe jest, że Polska stanie się krajem gdzie
nie będzie lekarzy specjalistów?
Dr med. Jerzy
Friediger: Oczywiście, że tak. Z aktualnych danych naszej
Izby wynika, że już 469 osób odebrało komplet dokumentów
potrzebnych do wyjazdu. Wśród nich jest 17 ginekologów,
51anestezjologów, 6 urologów, 18 chirurgów
urazowo-ortopedycznych. To są specjaliści, których
zdecydowanie nie mamy w nadmiarze. W skali kraju te liczby
mogą przerażać.
INTERIA.PL: Czy dysponuje Pan
danymi, ile średnio kosztuje wykształcenie lekarza
specjalisty?
Dr med. Jerzy Friediger:
Trudno jest na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ lekarz
podczas robienia specjalizacji pracuje, choć otrzymuje pensje
znacznie poniżej swoich kwalifikacji. Nie można tak patrzeć na
ten problem, bo to nic nie kosztuje. To lekarze pracują,
inwestują i dopłacają do swojego wykształcenia, a za swoją
pracę otrzymując pensje rzędu 1 200 zł
miesięcznie.
INTERIA.PL: Skoro dotknęliśmy kwestii
zarobków - ile powinna wynosić średnia pensja specjalisty, np.
urologa, żeby budżet NFZ mógł to udźwignąć? Mówi się, że
budżet jest nieoszacowany, że trzeba podnosić
składki...
Dr med. Jerzy Friediger:
Trudno mi powiedzieć, co może udźwignąć budżet NFZ. Ja
myślę, ze mamy złą filozofię dzielenia tego budżetu. Ten
budżet jest przede wszystkim za niski. Opowiadanie, że można
zaoszczędzić i to wystarczy na utrzymanie służby ochrony
zdrowia, to są bzdury. Zaoszczędzić można jeszcze 10 proc.
Restrukturyzacje w zasadzie polegają na zwalnianiu
pracowników, zmniejszaniu obsady etatowej, a to już zagraża
bezpieczeństwu chorych. Tego dalej tak nie można traktować.
Każda cena, a także cena świadczeń medycznych, powinna składać
się z ceny zużytego materiału, utrzymania bazy - to jest jeden
element. Drugi element to jest cena pracy ludzi. Trzeci
element to jest cena ubezpieczenia, które jest u nas
stosunkowo niewysokie. W obecnej sytuacji praca ludzi nie jest
w zasadzie w ogóle wynagradzana i dzięki temu ten system
jeszcze się jakoś trzyma. Ale taki stan rzeczy nie może dłużej
trwać. Jeżeli chcemy mieć w Polsce wykształconych
specjalistów, to pobory pracowników ochrony zdrowia muszą
wzrosnąć co najmniej trzykrotnie.
INTERIA.PL:
Jakie jest Pana zdanie na temat monitorowania przez pacjenta
pieniędzy, które są przeznaczone na jego leczenie? Już w
województwie śląskim pacjent jest wyposażony w kartę chipową i
może sprawdzać pieniądze, które są przeznaczone są na jego
leczenie. Czy to może zniwelować te nadużycia, które
niejednokrotnie się zdarzały?
Dr med.
Jerzy Friediger: Te nadużycia to są sporadyczne przypadki
i myślę, że nadaje im się nadmierny rozgłos. Generalnie
lekarze leczą uczciwie, a robienie rozgłosu z tego, że gdzieś
w jakimś szpitalu, podobno popełniono przestępstwo, bo
wykazano, że za zawyżoną cenę ktoś sprzedał świadczenie, to
nasuwa mi się refleksja, że tak naprawdę to system zachęca do
takich zachowań i może się to utrzymać. Poza tym, pieniądze te
zostały wykorzystane w tych szpitalach dla innych chorych,
których leczenie jest niedoszacowane. Chory jest system
finansowania. A jeżeli ktoś ukradł, to niech za to odpowiada,
ale nigdy nie pogodzę się z tworzeniem atmosfery nagonki.
Uważam, że jak najbardziej, każdy powinien mieć prawo do
monitorowania kosztów swojego leczenia. Co więcej, wydaje mi
się, że wyniki mogłyby być przerażające. Okazałoby się, ze ci,
którzy się leczą, wielokrotnie zużyli już swoja składkę. My
sobie tak naprawdę, nie zdajemy sprawy z kosztów materiałowych
lekowych. Krótko mówiąc, mamy ceny europejskie, natomiast
składki mamy polskie. I to, że jeszcze jakoś funkcjonujemy, to
tylko dzięki temu, że pracownicy godzą się na tak nisko płatną
pracę.
INTERIA.PL: Czy uważa Pan, ze
powinno się administracyjnie wprowadzić zakaz wyjazdu za
granicę lekarzom lub oddania przez nich części kosztów, jakie
są ponoszone przez państwo polskie na ich
kształcenie?
Dr med. Jerzy Friediger:
Skończyły się już czasy, kiedy administracyjnie można było
komuś zakazać wyjazdu albo podjęcia gdzieś pracy. Myślę, że to
nie tędy droga. Albo żyjemy w kraju demokratycznym albo nie.
Nie ma innego wyjścia trzeba zachęcać ludzi do pozostania.
Proszę wziąć pod uwagę fakt, iż moi koledzy emigrują nie tylko
w poszukiwaniu pieniędzy, ale także w poszukiwaniu szacunku,
możliwości kształcenia się itd. Te wszystkie czynniki trzeba
brać pod uwagę. Także to, iż młodym lekarzom utrudnia się w
Polsce podnoszenie kwalifikacji. Wprowadzono tak dużą ilość
barier administracyjnych, jak gdyby zależało nam, żeby mieć w
Polsce jak najmniej
specjalistów.
INTERIA.PL: Panie
doktorze czy dysponujecie państwo jakimiś danymi, ilu polskich
lekarzy pracuje w tej chwili za
granicą?
Dr med. Jerzy Friediger :
Nie. My dysponujemy jedynie danymi dotyczącymi ilości
dokumentów, jakie zostały wydane przez izby lekarskie lekarzom
którzy chcą pracować za granicą. Lekarze wyjeżdżający do pracy
za granicę nie mają obowiązku zgłaszania tego faktu okręgowym
izbom lekarskim, dlatego też nie wiadomo, ilu z nich
skorzystało już z możliwości pracy w "starych" krajach Unii
Europejskiej. Na pewno jest to duża liczba, bo wielu lekarzy
zgłasza się do izb lekarskich po dokumenty poświadczające
prawo do wykonywania zawodu - niezbędne do podjęcia pracy w
innym państwie. Jak już mówiłem, w krakowskiej izbie
lekarskiej, na dzień dzisiejszy jest to liczba 469 lekarzy, w
tym znaczna część to
specjaliści.
INTERIA.PL: Opinia
publiczna jest żywo zainteresowana kwestią zapełniania luki
lekarskiej przez lekarzy zza wschodniej granicy, dla których
polski rynek medyczny jest bardzo atrakcyjny. Czy sądzi Pan,
ze lekarze z Rosji czy Białorusi będą do nas ochoczo
przyjeżdżać?
Dr med. Jerzy Friediger:
Ja myślę, że tak ochoczo to chyba nie. Jest także kwestia
barier językowych no i tego, czy nasze społeczeństwo chciałoby
być leczone przez lekarzy z Białorusi czy Ukrainy. Poza tym,
nie uważam, że jest to sposób na rozwiązanie problemu. Prawdą
jest, że dla lekarzy z Ukrainy zarobek rzędu 300 euro
miesięcznie jest atrakcyjny tak jak dla nas był 15 lat temu.
Ale to się zmieni dużo szybciej niż nam się wydaje i wtedy nie
będzie skąd brać tych lekarzy. A poza tym, mając polskie prawo
wykonywania zawodu, droga dalej na Zachód będzie przed nimi
otwarta.
INTERIA.PL : Czy uważa Pan wobec
tego, że tacy lekarze ze Wschodu mogą pracować w szarej
strefie? Czy szara strefa na polskim rynku medycznym w ogóle
istnieje?
Dr med. Jerzy Friediger: Być
może i jest, ale wydaje mi się, że jest to jakiś niewielki
margines. Informacje o podejrzanych przypadkach są sprawdzane
i nie ma uzasadnienia do obaw.
INTERIA.PL: Często w Polsce podnosi
się temat, że leki w Polsce są bardzo drogie. Czy, Pana
zdaniem, lekarz wypisujący pacjentowi receptę powinien podawać
kilka zamiennych nazw leków?
Dr med. Jerzy Friediger: W Polsce
rzeczywiście leki są drogie. Wystarczy je porównać z
zarobkami, a zwłaszcza z wysokością emerytur i rent. Przecież
wiadomo, że z leków najczęściej nie korzystają ludzie piękni ,
młodzi i bogaci, tylko słabsi i pozbawieni możliwości
zarobkowania. Ja np. mam zwyczaj pytania pacjenta, czy jest on
w stanie sobie na taki lek pozwolić. przy czym należy włożyć
miedzy bajki to, że te wszystkie leki da się zastąpić innymi,
że jednak różnica działania leków, które mają w składzie tę
sama substancje czynną, jest dość wyraźna. Ale stwarzanie
atmosfery nagonki, oczekiwanie, że to my będziemy regulować
wydatki na ochronę zdrowia, rozdmuchiwanie do jakichś
monstrualnych rozmiarów przypadków incydentalnych, prowadzi do
złej atmosfery i niebezpiecznej sytuacji. Lekarz nie może się
kierować w swoim postępowaniu obawą, że ktoś mu postawi
zarzut, że przepisuje takie a nie inne leki. On ma leczyć
zgodnie ze swoim sumieniem i najlepszą
wiedzą.
INTERIA.PL: I ostatnie pytanie.
Ministerstwo Finansów postuluje wprowadzenie już w 2006 r. kas
fiskalnych dla lekarzy. Jakie jest Pana zdanie na ten
temat?
Dr med. Jerzy Friediger: Jest
to niepotrzebne, drogie, będzie niewygodne do noszenia, a
producenci kas fiskalnych zacierają ręce. Wielu z nas myśli,
że to głównie dla producentów kas wprowadzić się chce ten
obowiązek.
Rozmawiał Marcin Zabrzeski
(INTERIA.PL)
|
| |
|