OŚWIADCZENIE
Wobec niewielkiego zaangażowania samych poszkodowanych, wobec utraty wiary w skuteczność działań na rzecz zmiany prawa medycznego w Polsce, informuje iż nie jest celem mojego życia udzielanie darmowych porad wszystkim zgłaszającym się ludziom i jednoosobowe ( lub w małej grupie ) realizowanie obowiązków statutowych Stowarzyszenia.
W praktyce oznaczało to przez 6 lat dyżury po kilka godzin, dwa razy w tygodniu, a w nocy wyklejanie plakatów, przygotowywanie i druk ulotek, organizowanie środków finansowych ( a jeśli się nie dało dopłacanie z rodzinnych oszczędności ) i codzienne udzielanie porad telefonicznych, każdemu kto dzwonił. W zamian za to często słyszałem wymówki iż Stowarzyszenie kiepsko działa. Przypominam to o czym wiele razy mówiłem i co pisałem:
Udzielanie porad prawnych w państwie bezprawia jest polityczną schizofrenią. W praktyce, przy obecnym systemie prawa da się pomóc najwyżej 10% tych którzy są poszkodowani. Prowadzenie porad traktowałem jako narzędzie do organizowania poszkodowanych dla walki czy wywierania presji na władze państwa, dla zmiany prawa.
Przez sześć lat doradzałem osobiście i telefonicznie kilku tysiącom osób. Natomiast na ostatnim organizowanym przez nas proteście przed Sejmem w Warszawie http://www.sppnn.org.pl/arch2/pr11052004/rel.htm pojawiło się kilkadziesiąt osób. Mimo iż wykleiliśmy kilka tysięcy plakatów, mimo iż rozesłaliśmy setki listów, mimo iż zostało rozkolportowanych ok. 200 000 ulotek. Dla władz jest to sygnał iż ludzie są zniechęceni, iż problem nie istnieje lub przynajmniej można się z nami nie liczyć.Od czasu gdy powstało Stowarzyszenie ( 1998 rok ) sytuacja społeczna uległa zmianie. Sześć lat temu, wierzyłem iż do rządzących można apelować o przyzwoitość czy pomoc.
Wierzyłem iż ludzie są w stanie zorganizować się bez pieniędzy, by wspólnie działać.
W obecnej sytuacji społeczno politycznej nie jest to możliwe.
Dla każdego jego własny problem jest najważniejszym i słusznie uważa należy mu się pomoc. Natomiast nie widzę przyczyny dla której, bez środków, zamiast władz państwa, tej pomocy miałbym udzielać ja. Wspólne działania dla zmiany prawa poszkodowani pozostawiają zazwyczaj innym...( Najchętniej mnie ).
Mój stan zdrowia, wiek matki z która mieszkam, brak środków finansowych jak i brak wiary w sukces przy braku zaangażowania innych, nie pozwala mi na kontynuowanie działań tak jak robiłem to przez ostatnich 6 lat. Do tego dochodzi jeszcze blokada informacji o naszych działaniach w mediach. Informuje iż w tej sytuacji:
1. Od przyszłego tygodnia ograniczam dyżury w Warszawie tylko jednego dnia w tygodniu tj. poniedziałku. ( godz. 16 do 19 ). Szefowie oddziałów terenowych podejmą samodzielnie decyzje:
2. Dalsze decyzje podejmie Kongres Stowarzyszenia który odbędzie się jesienią tego roku.Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, widzę trzy możliwe rozwiązania:
1. Likwidacja Stowarzyszenia;
2. Moja rezygnacja z kierowania Stowarzyszeniem i znalezienie innej osoby która przejmie na siebie ciężar kierowania i realizacji obowiązków statutowych Stowarzyszenia ( tu muszę nadmienić iż obawiam się by pozycja i wiarygodność organizacji nie zostały użyte w niewłaściwych celach. Z drugiej strony jednak, każdy szef gdy odchodzi miewa podobne obawy... );
3. Przynajmniej na okres przejściowy zostanę zwolniony z obowiązków wynikających z realizacji zadań zawartych w obecnym statucie ( ewentualna zmiana statutu lub zawieszenie działalności ? ), a Stowarzyszenie pozostanie tylko szyldem dla wydawania oświadczeń czy utrzymywania kontaktów międzynarodowych. Przy obecnym zaangażowaniu ludzi jest to jedyna forma której kontynuowania mogę się podjąć. Będzie to jednak równia pochyła w dół.Mimo iż naszym sukcesem było zmuszenie władz do powołania Rzeczników Pacjenta przy Kasach Chorych czy opublikowanie Karty Praw Pacjenta i uświadomienie społeczeństwu problemu błędów lekarskich , mam dosyć samotnej walki z wiatrakami.
dr Adam Sandauer
przewodniczący Stowarzyszenia
W-wa 4.06.2004 r